PLUS

Baner

TYBETAŃSKI LADAKH, listopad 2023 - dzienniki z podróży

TYBETAŃSKI  LADAKH, listopad 2023 - dzienniki z podróży

Lot do Tybetu. Sobota, 11 listopada 2023, Międzynarodowy Port Lotniczy im. Indiry Gandhi w Delhi, stolicy Indii, godzina 8:10 rano.

Airbus A320 linii IndiGo obiera kurs na północ, w stronę tajemniczej krainy nie bez racji zwanej Małym Tybetem. Tak dokładniej jest to należąca do Indii prowincja Ladakh, położona w dolinie słynnej rzeki Indus w zachodniej części Wyżyny Tybetańskiej. Powitanie po tybetańsku

   Podróż do Indii powinna mieć "ręce i nogi". W naszym przypadku, wyprawa do Złotego Trójkąta miała na celu poznanie przede wszystkim monumentalnych zabytków z czasów władców dynastii Wielkich Mogołów. Mieliśmy więc siódmy cud świata - Tadż Mahal, mauzoleum Humajuna, widzieliśmy wspaniały meczet Dżama Masdżid. Zakosztowaliśmy jazdy rikszami po wąskich uliczkach Starego Miasta Delhi, jeździliśmy na słoniach i zaprzęgach ciągniętych przez wielbłądy. Zachwycaliśmy się smakiem i zapachem egzotycznych, wyśmienitych potraw spędzając noce w luksusowych hotelach, niczym nie ustępujących pałacom maharadżów. A jednak... Brakowało bardzo ważnego elementu poznawania świata jakim niewątpliwie są krajobrazy. Dlatego dzisiaj LECIMY w HIMALAJE, ciągle pozostając na terenie republiki indyjskiej. 

   Ostatnie minuty przed lądowaniem w Leh - stolicy prowincji Ladakh - to przelot ponad najwyższymi górami świata. Majestatyczne, pokryte śniegiem szczyty pod nami, lodowce i ośmiotysięcznik Nanga Parbat tkwiący na tle nieba jak strażnik wysokich gór. Mało tego, na wprost, na północno-zachodnim horyzoncie wznosi się biała piramida drugiej co do wielkości góry świata - K2 (8611m) i łańcuch Karakorum, drugi pod względem wysokości na Ziemi. Dla większości uczestników zaczyna się kolejna wielka przygoda, dla mnie osobiście jest to wspomnienie podróży z lipca 1986 roku, trzydzieści siedem lat temu!Ostre granie i lodowce
   Lądujemy w Leh, kwaterujemy się w hotelu w typowo tybetańskim stylu, a ponieważ z poziomu morza znaleźliśmy się na niebagatelnej dla organizmu wysokości 3365 metrów nad poziomem morza, dajemy sobie kilka godzin leniuchowania dla jakże ważnego celu aklimatyzacji.Leh, stare miasto
   Należąca do Indii kraina Ladakh jest częścią Tybetu nie tylko z punktu widzenia położenia na Dachu Świata (Wyżyna Tybetańska), ale również klimatu, historii, religii i kultury nierozłącznie związanej z buddyzmem. Podchodząc do lądowania w Dolinie Indusu widzieliśmy jak drastycznie zmienił się klimat: ośnieżone szczyty najwyższych gór świata ustąpiły miejsca scenerii iście pustynnej, z fantastycznymi skałami, zarówno osadowymi jak i metamorficznymi oraz wulkanicznymi, ukazującymi swoje skomplikowane struktury. Tuż po wylądowaniu odczuliśmy wyraźny brak tlenu w powietrzu, najlepszy dowód, że znaleźliśmy się wysoko. Grupa - zamiast relaksować się przez kilka godzin po przylocie, zgodnie z moją sugestią - błyskawicznie rozprysnęła się po starym mieście Leh, absolutnie pochłonięta egzotyczną architekturą i oczywiście... zakupami pamiątek.
   Korzystając z pięknej pogody również bez zwłoki "wyskoczyłem" na miasto i bez reszty oddałem się fotografowaniu. Nad starówką dominuje stary opuszczamy pałac królewski do złudzenia przypominający Potalę, czyli rezydencję Dalajlamów w Lhasie, po (obecnie) chińskiej stronie Tybetu. Słońce mocno świeci, ale w cieniu budynków panuje lekki mróz, jednakże w suchym powietrzu zbytnio nam to nie przeszkadza. Rękodzieło Tybetu
Nawet w takich realiach trzeba coś zjeść, posiłek w hotelu będzie dopiero o 18, więc decyduje się na lunch w restauracji Lamayuru, która znana jest z doskonałych dań. Zaczynam jednak skromnie: vegetable biryani (przyprawiony ryż z jarzynami) do tego podpłomyk czosnkowy i herbatę z imbirem i miodem. Pożywna, a z drugiej strony lekkostrawna całość kosztuje ledwie 400 rupii, czyli równowartość 5 dolarów amerykańskich. Buddyjski klasztor Namgyal Tsemo Gompa w Leh, Ladakh
   Po uzupełnieniu energii mogę teraz śmiało ruszyć spacerkiem na "market" czyli lokalny rynek. W sklepach z pamiątkami przeważają wyroby wspaniałej sztuki tybetańskiej - posągi Buddy, chorągwie i dzwonki modlitewne, charakterystyczna dla Tybetu biżuteria z korala i turkusa, maski, obrazy (tanki) religijne etc. Do tego szale z paszminy, spodnie i bluzy. Jest w czym wybierać. Podczas gdy uczestnicy zajęli się ciuchami, ja trywialnie nabyłem miód, imbir, czekoladę i banany, aby ułatwić organizmowi dostosowanie do jakże odmiennych i - co tu dużo mówić - brutalnych warunków. Póki co wchłaniany atmosferę tego jakże unikalnego miejsca na świecie.

Dzień świątyń, pałaców i klasztorów  Buddyjski klasztor Tikse, Ladakh

      Na dzień 12 listopada przypadła niedziela, zrywamy się z łóżek o świcie i mkniemy mikrobusem pół godziny do klasztoru Tikse (Thiksey), odległego niecałe 20 kilometrów na wschód od Leh, stolicy indyjskiej prowincji Ladakh. Ten znakomity obiekt położony jest malowniczo na szczycie i wschodnich stokach samotnej granitowej góry wyłaniającej się z płaskiego brzegu doliny rzeki Indus, na jej prawym brzegu. Podobnie jak królewski pałac w Leh, swoją architekturą do złudzenia przypomina Potalę - rezydencję Dalaj Lamy w Lhasie; jest co prawda mniejszy, ale bardziej widowiskowy, barwniejszy, lepiej zadbany, gdyż czynny i tętniący życiem! Jest to dwunastopiętrowy kompleks klasztorno-mieszkalny, generalnie określany tybetańskim wyrazem gompa. Oblicze Buddy z posągu w klasztorze Tikse, Ladakh

    Nasz lokalny przewodnik, Tybetańczyk Tundup Wangyal opowiada podczas jazdy o historii buddyzmu, co nas świetnie przygotowuje do mającego nastąpić wydarzenia. Buddyzm to filozofia życia sprecyzowana przez wybitnego człowieka jakim był książe Guatama Siddartha, zwany póniej Budda Siakjamuni, żyjący na pograniczu Indii i dzisiejszego Nepalu w latach 563 - 483 przed Chrystusem. Pomimo królewskiego pochodzenia został on - w dorosłym wieku blisko 30 lat - ascetą rozumiejącym, że świat jest pełen cierpienia i szukającym reguł, co ma czynić człowiek, aby nad cierpieniem zatriumfować. Budda osiągnął stan pełnego oświecenia i z wielkim powodzeniem zaczął ogłaszać swoje nauki, które rozprzestrzeniły się po Indiach, Cejlonie, Afganistanie, Birmie, trafiły też w VIII wieku do Tybetu za sprawą indyjskiego jogina Padmasambhavy zwanego Guru Rinpocze. Na początku wieku XV buddyzm rozprzestrzenił się po najdalszych zakątkach Tybetu, trafiając m.in. do Ladakhu dzięki naukom lamy Sherab Zangpo. Ów mnich zbudował tutaj pierwszy klasztor "Żółtą Świątynię" w wiosce Stagmo, a następnie w Spituk, Likir i w końcu w Tikse, gdzie właśnie w tej chwili przyhamowaliśmy na parkingu. Mnisi się modlą i grają

   Jest godzina 7 rano, stoimy przed klasztorną bramą a słońce jeszcze kryje się za górami. Robimy fotki na zewnątrz i po chwili wstępujemy do Sali Zgromadzeń, gdzie właśnie zaczyna się buddyjska modlitwa - pudża. Przysiadamy w kącie wsłuchując się w upajające dźwięki śpiewanych barytonem mantr, mogących nas śmiało wprowadzić w jakiś trans, gdyby nie mocne trąbienie i bicie w bębny co kilka minut. Ściany przybytku są bogato ozdobione freskami przedstawiającymi Buddów, nauczycieli wiary, rozmaitych bóstw o niekiedy przerażających postaciach, typowych dla tybetańskiego buddyzmu. To wszystko sprawia mocne wrażenie dla osób z innego kręgu kulturowego.Tikse Gompa Tutejsi księża - lamowie - patrzą na nas z życzliwością, a po skończonej pudży zapraszają na poczęstunek w zbiorowej jadalni. Tymczasem Słońce podniosło się już wysoko fantastycznie oświetlając zewnętrzne ściany klasztornych budynków, a jest ich sporo, wszystkie oryginalne i wyjątkowo fotogeniczne. Zwłaszcza teraz, przy nieskazitelnie błękitnym niebie i na tej niebagatelnej wysokości 3600 metrów! Wstępujemy do kaplicy, gdzie umieszczono figury bóstw opiekuńczych buddyzmu, o wzbudzających przerażenie twarzach. Chwilę później, w bocznej  świątyni podziwiamy wspaniały, złocony, dwupiętrowy (15 metrów) posąg Majtrei - Buddy Przyszłości, jedyny tego rodzaju, i największy w Ladakhu. Magiczne chwile spędzane w tym klasztorze upływają jak gdyby w zwolnionym tempie, czujemy się jak w bajce, której akcja dzieje się gdzieś za Siedmioma Górami, za Siedmioma Morzami... A wokoło jaśnieją szczyty potężnych Himalajów.    

   Odjeżdżamy, przystając jednak na wykonanie zbiorowej fotografii. Efekt przypomina mi zdjęcia robione lata temu w Lhasie, w stolicy Tybetu!

   Naszym kolejnym celem w programie dzisiejszego zwiedzania jest Hemis Gompa - najbogatszy z klasztorów Ladakhu. Dziedziniec klasztorny Tikse, Ladakh

   Udekorowanym modlitewnymi chorągiewkami mostem przekraczamy święta rzekę Indus i wspinamy się serpentynami po aluwialnym stożku nasypowym w stronę wąskiej doliny wciętej w północne stoki Himalajów. Na horyzoncie widać ośnieżone szczyty, ale najwyższe góry świata w tym akurat miejscu są zbudowane z naprzemianległych warstw piaskowców i zlepieńców o brązowym kolorze. Klasztorny kompleks Hemis ukazuje się znienacka, pozostając do ostatniej chwili ukryty za załomami skał. Jego widok obezwładnia; panorama z sąsiedniego pagórka (wcale nie jest łatwo tam się wdrapać), a szczególnie frontowa ściana głównego pomieszczenia oglądana z dziedzińca. 

    Klasztor Hemis funkcjonował już co prawda tysiąc lat temu, ale jego obecną formę zawdzięczamy wspaniałej rekonstrukcji z 1673 roku dokonanej przez tybetańskiego króla Singge Namgyala, którego pomnik stoi w centrum nowego miasta Leh. Z tym miejscem związana jest ciekawostka, rozpowszechniona w 1894 roku przez rosyjskiego dziennikarza Mikołaja Notowicza (a następnie potwierdzona przez Hindusa Pandit Swami Abhedananda w 1921), jakoby w klasztorze Hemis znajdował się rękopis opisujący pobyt Chrystusa podczas jego wyprawy do Indii. Od ponad stu lat nie znaleziono jednak żadnego dowodu na udokumentowanie tego epizodu z życia Jezusa. 

    W Hemis spędzamy półtorej godziny oglądając bogato zdobione wnętrza. słuchając opowieści o naukach Buddy i w końcu - wdrapując się na pagórek przed frontem, gdzie znajduje się ciekawy posąg Buddy Siakjamuniego i skąd roztacza się najobszerniejsza panorama całego kompleksu klasztornego. Warto tam wejść, pomimo zadyszki.  

   W samo południe wracamy w kierunku Leh, mając jeszcze do obejrzenia pałac królewski w Shyok. Ponieważ głód daje nam się już dobrze we znaki, przystajemy w lokalnej restauracji pod tym pałacem, gdzie raczymy się wegetariańskimi pierożkami momo - daniem typowo tybetańskim. Siedem sztuk plus zupełnie niezła kawa kosztuje nas niecałe trzy dolary USA, ale za to widok ze stołków na wzniesiony na sąsiedniej, granitowej skale pomnik jogina Guru Rinpocze Padmasambhavy nie ma wprost ceny.

    Pałac królewski w Shyok wart jest odwiedzin z co najmniej dwóch powodów: złocony posąg Buddy Siakjamuniego w jednym ze świątynnych pawilonów na szczycie oraz fenomenalne widoki na dolinę Indusu z Himalajami w tle. Wprawne oko wypatrzy stąd również wspaniale położony po przeciwnej stronie Doliny, na skalnej grzędzie, klasztor Motho Gompa, który "niechcący" uwieczniłem na zdjęciu podczas podejścia do lądowania w Leh.

Budda, Tikse, Ladakh  Po godzinie spędzonej na spacerach pośród pałacowych budynków Shey zawracamy kierując się do naszego świetnie położonego hotelu Singge Palace na zasłużony odpoczynek po pracowitym i pełnym doznań dniu. Pisząc "świetnie położony" mam na myśli bliskość targowiska Market na starówce Leh, a więc w zasięgu kilku minut spaceru. Jak znam życie, za chwile będą tam nasze Panie.

Wyprawa po Dachu Świata do jeziora Pangong Tso

     Poranek w Ladakhu. Dzisiaj wybieramy się nad jezioro Pangong Tso mając do pokonania nieco ponad 200 kilometrów i wysoką na niebagatelne 5,380 metrów przełęcz Chang La. Droga wije się do góry nieskończonymi zakrętami dostarczając zapierających dech krajobrazów. Właśnie mijamy buddyjski klasztor Chamday Gompa zbudowany jako pałac króla Singge Namgyal i ofiarowany później dla jego Nauczyciela, pustelnika Lama Staktsang Raspa. Na poboczach pojawia się śnieg jaki opadł tutaj tydzień temu, a w tle... niebotyczne Himalaje. Stary buddyjski klasztor, Himalaje w tle

   Asfaltowa szosa wspina się po stromych stokach z doskonale utrzymanymi tarasami uprawnymi i ładnymi domami świadczącymi o bogactwie farmerów. Nie na darmo zwykło się okeślać Tybet mianem Shangri La - krainy szczęśliwości opisanej w popularnej niegdyś, fikcyjnej powieści "Zaginiony horyzont" Jamesa Hiltona z 1933 roku. Według niej, ludzie w Shangri-La są długowieczni, szczęśliwi, żyją w harmonii i oddają się kultywowaniu mądrości. Kontakty ze światem zewnętrznym są sporadyczne, ograniczając się do sprowadzania wyłącznie sprzętów niezbędnych, a także cennych dla ducha jak książki czy instrumenty muzyczne. Wędrowcy, którzy przypadkiem trafili do Shangri-La, dostają zakaz jej opuszczania. Wszystko powyższe doskonale pasuje do idei tutejszego buddyzmu!

   Z krainy książek wracamy do rzeczywistości, obserwując jak za oknami naszego busika zmienia się krajobraz; poza tym jest coraz zimniej, śniegu coraz więcej a tlenu w powietrzu ubywa w zastraszającym tempie.

   O ile godzinę temu, w dolinie Indusu widoki odbierały nam dech, to teraz tracimy oddech z powodu niedoboru tlenu! Zatrzymaliśmy się właśnie na przełęczy Chang La, na wysokości 5,380 metrów, gdzie zawartość tlenu we wdychanym powietrzu jest aż o 40% mniejsza niż na poziomie morza! To ogromny spadek, ogromny wysiłek dla organizmu. Buddyjski klasztor Chamday Gompa w pustynnych górach

Temperatura też spadła, do około minus 10 stopni Celsjusza, za to panorama gór dookoła rozgrzewa nas do czerwoności. Fotografowanie - jak w amoku - zdaje się nie mieć końca.

   Zachwycamy się krajobrazem Himalajów na Chang La w tybetańskim Ladakhu. Śmiało można powiedzieć, że doświadczamy pobytu na prawdziwym Dachu Świata! Przebywanie, nawet chwilowe, na takiej wysokości jest doskonałym sprawdzianem jak zachowa się nasz organizm. Jest to szczególnie ważne doświadczenie dla każdego, kto ma zamiar wybrać się w pzryszłości na poważny trekking, na przykład w Himalaje Nepalu, do Everest Base Camp, co akurat dotyczy kilku osób z naszej grupy. Test wypadł pozytywnie!

   Wchłaniamy widoki dookoła i po pół godzinie zjeżdżamy serpentynami na drugą stronę pasma, do doliny małego dopływu rzeki Shyok, której (od Durbuk) w miarę już płaskimi tarasami i po stosunkowo prostej, zadziwiająco dobrze utrzymanej drodze, mkniemy w kierunku wspomnianego jeziora. Po drodze po raz pierwszy zauważamy stada pasących się jaków w oddali i jedną zagrodę, gdzie właśnie zapędzono te egzotyczne dla nas zwierzęta. Oczywiście przystajemy, robimy fotki z właścicielami i karmimy miłego psiaka pasterskiego, który w całości pożera kości, jakie zawsze zabieramy ze sobą po skończonych posiłkach. Wiecznie głodnych sierściuchów nigdzie w Indiach nie brakuje. Jaki w zagrodzie, tybetański Ladakh

   Wracam do kamiennej zagrody i z podziwem patrzę na jaki, tak ważne w życiu Tybetańczyków ssaki udomowione jako zwierzęta juczne, dające mleko, wełnę i mięso. Zdolne do życia w niekorzystnych warunkach niedoboru paszy, niedostatku tlenu i temperatur spadających zimą nawet do minus 50 stopni Celsjusza. Jaki w Tybecie nadal żyją w stadach (samice i młode, bo samce podchodzą tylko podczas rui) również w stanie dzikim, na wysokościach od 4 do 6 tysięcy metrów nad poziomem morza!

   W Tangtse, po prawej, tuż za mostem, przystajemy na półgodzinny lunch i odpoczynek w małej, przydrożnej restauracyjce Pangong Cafe. Raczymy się słodką herbatą masala (z mlekiem), herbatką z imbirem i z miodem, a także... kawą. Droga w paśmie Karakorum

   Stąd czeka nas niecała godzinka jazdy w księżycowej scenerii zasypanych lotnym piaskiem dolin, ciekawych skał, od czasu do czasu prezentujących zadziwiające formy i ujawniających ukryte pośród nich buddyjskie świątynie, jak na przykład Tangtse Gompa. I w końcu - w samo południe - dojeżdżamy do jeziora Pangong Tso.

    Jest to zadziwiające jezioro endoreiczne, to znaczy bezodpływowe, w którym dopływ wody równoważony jest przez parowanie. Przykładem tego typu jeziora jest również Titicaca w Peru i Eyre w Australii. Pangong Tso zajmuje powierzchnię 604 km. kwadratowe, mierzy około 150 km długości z maksymalną głębokością 41 metrów. Zachodnia, indyjska część posiada wodę zasoloną, gdzie (jak mnie poinformowali miejscowi), niestety nie ma ryb. Jezioro rozdzielone jest granicą, a jego większość okupują obecnie Chińczycy. Granica z tym państwem i terytorium zwanym Aksai Chin jest tuż, tuż, jakieś 40 kilometrów w linii prostej od nas, widoczna stąd jak na dłoni.Pongong Tso, jezioro na dachu Świata, tybetański Ladakh

   Obecny podział Zachodniego Tybetu dokonał się w wyniku wojny sino-indyjskiej w jesieni 1962 roku, kiedy wojska Chińskiej Republiki Ludowej skutecznie zaatakowały na tzw. Linii McMahona obszar Aksai Chin.

   W tym szczególnym na Ziemi miejscu dumam nad historią i zastanawiam się jakim cudem akurat Ladakh nie pozostaje pod administracją socjalistycznej chińskiej republiki, podczas gdy mocniejszy Tybet centralny uległ władzy partyjnych sekretarzy. Otóż zachodni odcinek granicy chińsko-indyjskiej został uformowany w 1834 roku po podboju Ladakhu przez Konfederację Sikhów i włączony do Kaszmiru. Wkrótce potem Sikhowie ulegli Anglikom, w wyniku czego ich obszary; Ladakh wraz z Aksai Chin, zostały automatycznie włączone do Indii. W 1950 roku komunistyczne władze chińskie ogłosiły zamiar "wyzwolenia Tybetu z rąk zachodnich imperialistów", ich armia wkroczyła do Lhasy, a wkrótce potem Chińczycy podjęli budowę drogi z Xinjangu do stolicy Tybetu poprzez Aksai Chin - terytorium uznawane przez rząd Indii za własne, jako wschodnia część Ladakhu. Indie nie były świadome tej budowy do 1957 roku, mimo że w 1954 zawarły z ChRL traktat o przyjaźni. Rok 1962 uświadomił premierowi Nehru wartość takiego traktatu i wiarygodność chińskich polityków.Buddyjskie chorągiewki modlitewne na Dachu Świata

   Dość tej historii... patrzymy na Pangong Tso, błękitna tafla krystalicznie czystej wody tego jeziora położona jest na wysokości "tylko" 4,240 metrów nad poziomem morza. Możecie wierzyć lub nie, ale była to dla nas wszystkich bardzo wyraźna ulga znaleźć się aż kilometr niżej w pionie, w stosunku do przełęczy sprzed kilku godzin! W skromnej knajpce Pangong Feast zamawiamy tybetańskie pierożki momo i - znowu - gorącą herbatę, jakże przywracającą do życia w tym klimacie.

   Spacerujemy wzdłuż brzegu Pangong Lake, jezioro jest piękne, niebo jeszcze piękniejsze, a barwne góry dookoła wymuszają nabożną ciszę i szacunek dla Dzieła Stworzenia.

Tekst i zdjęcia: Andrzej Kulka. Autor jest zawodowym przewodnikiem i właścicielem chicagowskiego biura podróży EXOTICA TRAVEL, organizującego wycieczki po całym świecie, z Tybetem LADAKHU, KASZMIREM i Himalajami ZANSKARU włącznie, od 19 do 30 października 2024 roku. Bliższe informacje i rezerwacje: EXOTICA TRAVEL, 6741 W.Belmont, Chicago IL 60634, tel. (773) 237 7788

Kategoria: Podróże > Podróże z Andrzejem Kulką

Data publikacji: 2024-03-20

Baner
Ogłoszenia/classifieds
Ogłoszenia Zobacz ogłoszenia >>
Baner
Baner
Baner
Baner
Plus Festiwal

Podoba Ci się nasza strona?
Polub nasz profil na Facebooku.